Alice Hale - 2009-03-16 16:55:50

Rozdział 4 - Już nigdy nie będzie tak, jak było...


   

"Żaden promień słońca nie ginie, lecz zieleń, którą on budzi, potrzebuje czasu, aby wzrosnąć."

Rzeczywiście, przygotowanie do wyjścia zajęło jej sporo czasu. Stałem nieopodal jej drzwi, nerwowo podrygując nogą. te dziwne, ludzkie odruchy coraz częściej panują nad moją prawdziwą naturą. W końcu równie dobrze mógłbym stać w miejscy, w ogóle się nie ruszając, nawet nie mrugając okiem.
Jednak opłacało się czekać tak długo. Alice wyglądało olśniewająco... Może nawet odrobinę nieprzyzwoicie jak na wyjście do zwykłego klubu. Nie potrafiłem nad sobą zapanować. Maskę z mej twarzy zastąpiło oniemienie i podziw. Nie zdołałem wypowiedzieć żadnego słowa.
No pięknie! Wampir-niemowa!, pomyślałem, wciąż lustrując ją wzrokiem.
Nie komentowała mojej reakcji. Uśmiechnęła się tylko z satysfakcją i zadowoleniem. Widać taki właśnie efekt chciała osiągnąć.
Złapała mnie pod ramię. Powoli przyzwyczajałem się do tego, że prowadziła mnie jak nierozgarnięte dziecko.
-Naprawdę nie wiem, czy to najlepszy pomysł- zdołałem wyjąkać, kiedy byliśmy już niedaleko celu.-Nie mam pojęcia czy zdołam... Moja samokontrola jest na wyczerpaniu, Alice.
-Jasper- postanowiła odpowiedzieć mi zupełnie poważnie- od teraz będziesz...- Ścisnęła moją rękę.- Będziemy przebywać w towarzystwie ludzi dłużej niż kiedykolwiek. Wstrzymaj powietrze, a jeśli uznasz, że dłużej nie wytrzymasz, wyjdziemy.
Przyjrzała mi się uważnie. Chciała się upewnić, że jestem wystarczająco zdeterminowany. Jakie to zabawne! Teraz to jej spokój i pewność siebie dodają mi otuchy. Teraz to ona wpływa na mój nastrój. wystarczyło, że emanowała od niej ta niezwykła szczerość i... czy to możliwe, że czułość?
Zgodnie z jej instrukcjami, przed wejściem zaczerpnąłem zadziwiającą ilość powietrza. Nie musiałem oddychać, ale nie mogłem przez to zbyt wiele mówić... Pewnie Alice było to na rękę; nie będę dłużej zrzędził.
Dla pozorów zamówiła dla nas jakieś napoje. Nie wiedziałem jakie. Nie mogłem liczyć na swój węch, a oczy mimowolnie utkwiłem w dziewczynie.
Czy ona nie jest idealna? Spełnienie marzeń, o których nie ośmieliłbym się nawet pomyśleć. Nie chodzi o jej wygląd... Alice była moim posłańcem dobrej nowiny, światłem w tunelu, które pojawiło się, gdy byłem prawie u jego końca... Tego niewłaściwego końca.
Ale co trzyma ją przy mnie? Czymże jest dla niej wybrakowany z człowieczeństwa wrak? Przecież zasługuje na kogoś po stokroć lepszego! Kogoś bez tego całego bagna w chorej głowie. Tak, jestem beznadziejnym przypadkiem. A może nim byłem? To zależy tylko od niej...
Nie wyciągała mnie na parkiet. Wiedziała, że jeszcze trudniej byłoby mi pośród tańczących par. Te ciepłe, nierówne oddechy uderzały w moją skórę ze zdwojoną siłą. Słyszałem cichy rytm wybijany przez ich tętnice wypełnione słodką i lepką czerwoną cieczą. Już od samego myślenia poczułem nadmiar jadu w ustach.
Nie mogę!- Zacisnąłem pięści.- Dla niej!
-Może już wrócimy?-zapytała, przyglądając mi się z niepokojem. Chciałem odmówić, ale wiedziałem, że tak będzie łatwiej. Przytaknąłem, zamykając oczy. Czy nie miałem być silny? A jaki jestem? Upokarzająco słaby...
Wyszliśmy... Chłodne powietrze przyniosło mi niewyobrażalną ulgę. Bez oddychania czułem się dziwnie, nieswojo. Ono mnie uspokajało jak nic innego.
Uliczka wydawała się pusta, ale tylko z pozoru... Było już za późno. Ktoś tam był. Czułem ciepły, słodki zapach krwi człowieka. Świeży jad wypełnił moje usta. Była natychmiast gotowy do użycia, a ja byłem gotowy do odpowiedniej reakcji... Ta niewielka cząstka człowieka została przytłoczona przez potwora. Potwora którym byłem od wielu lat  i którym miałem się stać ponownie, już za chwilę.
Kroki nie były osamotnione. Było ich co najmniej trzech... A więc dzisiejszej nocy miały zginąć trzy osoby? Może powinienem się cieszyć, że nie było ich więcej?
Teraz słyszałem jeszcze wyraźniej. Zbliżali się, nie mając pojęcia co ich tu czeka. Zdegradowana cząstka chciała krzyczeć, ostrzec ich, kazać się wycofać...
Poczułem silny uścisk w pasie. Alice przytuliła się do mojego torsu, głowę oparła na napiętej piersi.
-Nie zrobisz tego, Jasper.
Ale czy na pewno? Moje mięśnie były napięte, gotowe do ataku. Wystarczy tylko parę kroków, sekund,aby dostarczyć mojemu ciału tego, czego teraz tak nachalnie żądało. Suchość w gardle nasiliła się jeszcze bardziej. Tak mało dzieli mnie od ugaszenia tego piekła, od zaspokojenia niemiłosiernych, żywych płomieni.
-Nie, Jasper- powtórzyła i niepewnie przyłożyła palec do moich ust...
Coś we mnie pękło. Na chwilę pozwoliłem sobie oderwać wzrok od zbliżających się ofiar. Nie miałem pojęcia czy dobrze postąpiłem. To było takie frustrujące... Połowa mnie chciała natychmiast się na nich rzucić, a druga nie miała najmniejszego zamiaru się ruszać.
Alice stanęła na palcach. Teraz nasze twarze dzieliło już naprawdę niewiele.
-Nie pozwolę ci na to- wyrzekła tak cicho, bym tylko ja mógł to usłyszeć.
Zupełnie zapominając o tym, co chciałem zrobić wcześniej, pochyliłem się, chcąc ją pocałować. Ulica i ci ludzie zniknęli, tak jak i cała reszta. Byliśmy tylko my dwoje i ten budzący się we mnie żar. Żar, który w niczym nie przypominał pragnienia krwi... To był niezwykle przyjemny żar.

Spojrzenia, ciche słowa dzięki którym czasem prosto jest się nam porozumieć. Gesty lepsze, wyraźniejsze niż nawet dziesiątki szczerych słów. Bez jakiejkolwiek sztuczności, udawania. Nie potrafię udawać, a jeśli Alice to robi, jest bardzo dobrą aktorką.
Jak łatwo było uwierzyć! Chcę wierzyć! Ale bajki nie istnieją. Chociaż jeśli stwory z horrorów, takie jak ja, istnieją, to może i Alice jest prawdziwa?
Dotknąłem jej gładkiego, nagiego i tylko dla mnie ciepłego ramienia. Nie muszę już udawać. Ona zna mnie na wylot... Znałem już emocje, które wypełniały cały pokój. Było to szczęście i ulga.
To niewyobrażalne jak brak powiernika mógł mi aż tak bardzo ciążyć. Gdyby ktoś tydzień temu powiedział mi, że za parę dni spotkam te część siebie, którą zagubiłem, nigdy nie ośmieliłbym się w to uwierzyć. To Alice nią była. Była częścią mnie, której tak potrzebowała moja dusza, by odnaleźć jakikolwiek sens. Po co było mi żyć wcześniej? Wtedy świat przypominał jedną potwornie długą noc. Było tak, jakby słońce nie miało nigdy wzejść. Dzisiaj promienie wdarły się do środka, niszcząc bariery. Już nigdy nie będzie tak, jak było...

www.motogp.pun.pl www.kulomiot.pun.pl www.ciaza-po-ciaza-obumarla.pun.pl www.medabots.pun.pl www.thaw.pun.pl